Warsztaty, warsztaty i po warsztatach… Emocje już opadły, po tym intensywnym dniu trzeba było wrócić do rzeczywistości. Tymczasem mam Wam trochę do pokazania! Pomysł na zorganizowanie autorskich warsztatów foto miałem w głowie od dawna, ale nie sądziłem, że zrealizuję go tak szybko. Czy się bałem? Pewnie, że się bałem!
Jednak obawa przed czymś wynika z reguły z tego, że czegoś po prostu nie znamy. Postanowiłem zatem pokonać strach i na stronie i Instagramie dałem info, że robię warsztaty fotograficzne w Krakowie. I stało się!
Spotkaliśmy się wszyscy w Hotelu Tynieckim w Krakowie. Przemiła obsługa zadbała o to, by uczestniczki (przyjechały same dziewczyny, panowie wstyd!) i szanowny pan prowadzący, mieli dostęp do świeżej kawusi, ciasteczek, wody i soków. No tak, szumnie zapowiadałem, że jedzonko będzie dużą atrakcją naszego spotkania!
Drżącym głosem zacząłem od części teoretycznej. Mimo przygotowanej prezentacji na ponad 50 stron, bo ostrzegałem, że mam sporo do powiedzenia, pogubiłem się na wstępie. Wydawało mi się, że miałem znacznie więcej przygotowana. Cóż poradzić, zjadł mnie trochę stres, chociaż podobno nie było tego widać. Po 10 minutach gadania jednak stres wyparował, bo widziałem, że to co mówię trafia do moich słuchaczek, a co najważniejsze: zadają pytania, dyskutują, dzielą się swoimi problemami. O to właśnie mi chodziło! Po krótkim wstępie poprosiłem o podzielenie się swoimi fotograficznymi problemami, bo każdy z nas ma je inne. Niektórzy doszli do ściany, niektórych coś ogranicza.
Celem tych warsztatów było danie moim uczestnikom młotka do zburzenia ściany, do której doszli. Mam nadzieję, że narzędzie działa sprawnie… 😉
Fotograf, a robi zdjęcie telefonem…
Taki tytuł nosiły te warsztaty fotograficzne. Skupiłem się na pracy z człowiekiem przed obiektywem, ale też bardzo mi zależało na tym, żeby udowodnić, że to MY – FOTOGRAFOWIE musimy także pozostać człowiekiem. Dlatego trzeba stawiać na kontakt z fotografowanym, na atmosferę na sesji. To również starałem się pokazać w części praktycznej, o czym za chwilkę.
Bałem się, że braknie mi słów i zostanie nam godzina do części praktycznej, jednak fotografia to taki wspaniały temat, że ciężko go wyczerpać 🙂 Czasowo więc wyszło idealnie i po części teoretycznej przeszliśmy do części bardzo wyczekiwanej przez wszystkich…. Czyli obiadu 😀
A potem poszliśmy za hotel – wzięliśmy ze sobą fantastyczną Polę, której chciałem podziękować za to, że wzięła sobie cały dzień wolnego i postanowiła być naszą modelką. W zasadzie to od niej i naszej pierwszej wspólnej, instruktażowej sesji wziął się pomysł na warsztaty. Dzięki Pola!
Podczas fotografowania chciałem głównie zwrócić uwagę na to, jak wykreować dobry portret w pozornie zwykłych warunkach. Nie znałem wcześniej miejsca, ani tego, jak zachowuje się tam światło i co spotkamy za zakrętem. Starałem pokazać uczestniczkom jak improwizować, jak szukać światła, jak wpisywać w scenerię modelkę. To wszystko przy użyciu jak najmniejszej ilości środków przy maksimum wyrazu. Dlatego też nie planowaliśmy żadnej stylizacji Poli ani wizażu. Mieliśmy do dyspozycji jej kilka ubrań z szafy i dziewczyny po prostu wybrały, co im pasowało.
Ja skupiłem się na kadrowaniu, na ogrywaniu światła i scenerii.
Krople powstały za pomocą “psikacza” jednej z uczestniczek. Idealnie pasowały do okularów Poli, a zgrywając to z dobrym światłem osiągnęliśmy naprawdę fajny efekt. Tak np. ten moment widziała Paulina:
O to właśnie chodzi: widzieć ten moment swoimi oczami. To samo dotyczy obróbki, to szalenie ważne, żeby mieć tego świadomość i iść swoją drogą. Bardzo zależało mi na tym, żeby pomimo moich wskazówek, pokazywaniu mnóstwa zdjąć, każdy zachował swój charakter, a nie próbował naśladować kogoś innego.
Prowadzący miał naprawdę głupie pomysły – to tak, jakby ktoś myślał, że modelki mają łatwo i przyjemnie
Paulina widziała to tak:
A Ania tak:
A mi nic mojego się z tego momentu nie podobało, mimo, że myślałem, że to będzie najlepsze zdjęcie z sesji 😉
Najlepsze jednak okazało się dla mnie to:
Prostota, zwyczajne miejsce i po prost znalezienie doskonałego światła. Udany portret gotowy… 😉 Ania i jej łapanie światła:
I jeszcze kilka fot, które powstały podczas części praktycznej:
Kolejny raz w akcji “wodo psikacz” i zgranie go ze światłem tak, by efekt był spektakularny 😉
Paulina:
Ania:
,
Też Ania, ale inna:
Dziękuję Wam za to, że poświęciłyście mi cały dzień i zaufaliście. Mam nadzieję, że nie zawiodłem Waszych oczekiwań. Liczę na to, że Wasze zdjęcia zrobią kiedyś furorę. Warsztatów fotograficznych koniec ale i… początek. Nie ukrywam, że ta rola spodobała mi się i to bardzo! Czy planuję kolejną edycję? Jeśli się odkopię z obowiązków, które są teraz moimi priorytetami… Tak, spotkamy się jeszcze przed rzutnikiem na 100%! 🙂
comments (1)
Polinezja
25 września 2019