Magdalena Russocka – przygodę z aparatem zaczęła w wieku 50 lat, gdy dostała na urodziny aparat. Dziś jej zdjęcia znalazły się na ponad 150 okładkach książek. Jak sama Magda mówi: to kwintesencja jej twórczości. Jej zdjęcia to narracyjne opowieści przenoszące nas w XVIII i XIX w.
fot. Natasza Fiedotjew
Zdjęciach na okładki książek | O opowiadaniu przedmiotami | Jak nauczyć się fotografii po 50-tce i czy było łatwo?
Insta: @magdalena_russocka
Fb: Magdalena Russocka Photoworks,
500 px: magdaruss
Pamiętaj, że podcastu możesz też słuchać na swoim smartfonie. Wrzuć w Google Play hasło podcast i wybierz najwygodniejszą aplikację dla Ciebie.
Możesz słuchać też na
Odwiedź mnie na Instagramie: @szymon_mowi_pstryk
Kogo chcesz usłyszeć w kolejnym odcinku? Napisz!
Mój dzisiejszy gość został fotografem, gdy na swoje 50 urodziny dostała aparat… Swój styl sama określa jako emocjonalny i narracyjny. Swoimi zdjęciami chce opowiadać i wysyłać wiadomość. Magdalena Russocka jest moim gościem, witam!
Cześć!
Jaka to wiadomość?
To słowa, które napisałam dość dawno temu. W tej chwili nie jestem pewna czy to wiadomość, może i tak ale chyba bardziej zaproszenie w podróż w czasie!
Co ostatnio fotografowałaś?
Lalkę w pudle w ogrodzie. To opowieść o porzuconej lalce.
Przed rozmową wspomniałaś, że robisz dużo więcej fotografii. Głównie znam Cię z portretów… To po jakie dziedziny fotografii jeszcze sięgasz?
Opowiadanie za pomocą przedmiotów. Rzucę sobie np. czerwonego bucika w śnieg… Ta lalka, o której wspomniałam to też część tej dziedziny. Jakiś czas temu, gdy podtapiało Małopolskę, to pobiegłam do lasu z różnymi przedmiotami i topiłam te rzeczy w kałużach.
Opowiada Ci się lepiej ludźmi czy przedmiotami?
Nie potrafię określić. Fotografując ludzi te opowieści są bardziej oczywiste, niż gdy opowiadam przedmiotami. Więcej wyobraźni potrzeba w tej drugiej dziedzinie. Być może dlatego te zdjęcia spotykają się z dużo mniejszym odzewem, chociaż niespecjalnie się tym przejmuję.
Wróćmy do dnia Twoich 50. urodzin. Dostajesz do ręki aparat… Co dzieje się przez następne dni, tygodnie, miesiące?
Działo się różnie! Były momenty, kiedy chciałam ten aparat przez okno wyrzucić, bo absolutnie nie dawałam sobie rady. 50 lat to nie 20, kiedy umysł jest chłonny. Strasznie ciężko było mi to ogarnąć. Musiałam pójść na kurs, żeby ktoś mi pokazał same początki (śmiech). Potem fotografowałam, kiedy tylko mogłam. Przedzierałam się przez różne tematy: krajobrazu, makro, a ludzi zaczęłam fotografować dzięki córce. Kiedyś pozwoliła mi się sfotografować i od tego momentu stwierdziłam, że to jest to, co chcę fotografować.
Przeglądałem Twojego Facebooka dokładnie i zauważyłem, że od 2015 roku fotografowałaś bardzo świadomie…
Od pierwszej sesji z córką, wiedziałam, że chcę się cofnąć w czasie. Ta pierwsza sesja tez była stylizowana, inspirowana Vermeerem czyli malarstwem prerafaelickim. Wiek XVI i XIX w malarstwie bardzo mnie inspiruje.
Pamiętasz kogo sfotografowałaś zaraz po córce?
To było dawno temu! Pamiętam, że długo nie miałam odwagi, żeby zaproponować sesję jakiejś modelce. Mieszkałam wtedy w Irlandii i przez to było to jeszcze bardziej utrudnione, bo tam jest bardzo mało chętnych modelek na sesję. Zaczęłam więc od siebie. Współpracowało mi się ze mną dobrze, tylko była to też niełatwa droga. Wtedy nie byłam jeszcze zgrana z aparatem i tym, co trzeba zrobić, by zrobić dobre autoportrety. Więc kwestia samowyzwalacza, tego, że trzeba się ustawić w 10 sekund. Dopiero potem kupiłam sobie wyzwalacz radiowy. Powstały zabawne zdjęcia, bo wymyśliłam sobie, ze chce wisieć na krześle na ścianie.
To też pokazuje, że wystarczy chcieć!
Tak, ale nie da się ukryć, że sprzęt ułatwia. Miałam okres, że byłam bardzo zakręcona na punkcie sprzętu. W tej chwili mam jeden aparat, dwa obiektywy, a reszta tego, co nakupowałam, bo wydawało mi się, że to konieczne, leży w szufladzie.
Co spowodowało, że przestałaś być zakręcona na punkcie sprzętu?
Zaczęłam zwracać uwagę na treść, a nie czym ta treść została przedstawiona.
Magda, Twoje zdjęcia są na ponad 140 okładkach książek. Jak to się stało, że Twoje zdjęcia zaczeły się tam pojawiać?
Przez przypadek. Pracowałam w Irlandii jako sprzątaczka, robiłam zdjęcia po pracy, wykorzystując każdą wolną minutę. Przyznam, że przyszedł taki moment, że chodziłam po księgarniach i zauważyłam, że na okładkach książek pojawiają się bardzo fajne zdjęcia, wręcz ilustracyjne. Nie parłam w tym kierunku, bo uważałam, że jestem za słaba. Wielkim zaskoczeniem okazało się to, że odezwała się do mnie agencja, która zajmuje się gromadzeniem takich zdjęć i zaproponowali współpracę.
Nie potrafię zrobić niczego pod zamówienie. Forma, którą się zajmuję najbardziej mi odpowiada. Po prostu robię, co mi wpadnie do głowy, a jeżeli się to komuś spodoba i uzna, że nadaje się to na okładkę, to sobie zdjęcie kupi.
Zważywszy na to, że Twoje zdjęcia są bardzo narracyjne, to okładki książek to dla nich przepiękne miejsce…
To jest kwintesencja! Zanim się zaczęła ta przygoda, to myślałam, że to jest właśnie to, na czym mi najbardziej zależy. Jest na okładce książki zdjęcie, które zachęca do sięgnięcia po nią. Delikatna zapowiedź tego, co jest w książce, dająca duże pole dla wyobraźni. Historia opowiedziana przez jeden obraz.
Bardzo mi się w Twoich zdjęciach powoła ten powiew przeszłości… One przenoszą nas lata wstecz. Sama nazywasz się uchodźcą z przeszłości. Czy tak już było przed tym zanim wzięłaś do ręki aparat?
Tak było odkąd pamiętam. Zawsze miałam przerzucie, że urodziłam się 150 lat za późno. Chociaż, gdybym miała się teraz przenieść te 150 lat wstecz, to najchętniej z internetem, aparatem i photoshopem (śmiech).
Moja mama miało to samo, jakbyśmy obie w sercach czuły ten XIX w. a nie XX. Moja córka podobnie, ale nie w takim stopniu jak ja. Bardzo lubi do mnie przyjeżdżać, a mnie spełniły się moje marzenia, bo chciałam mieszkać w miejscu, które powstało w XIX w. Odkąd pamiętam wiedziałam, że bardzo bym chciała mieszkać w chacie z bala albo gdzieś w starym dworku. W tej chwili w takiej mieszkam 50 m od dworku (śmiech).
Tworzysz tylko na swoim terenie czy jesteś ciągle w podróży?
Bardzo dużo na miejscu, bo miejsce jest niezwykle inspirujące. Dużo też podróżuje.
Kochasz tworzyć zdjęcia z historią, opowiadać zdjęciami. Jak te historie powstają, bo ostatnio słuchałem Piotra Roguckiego, który powiedział, że nie potrafiłby pisać tekstów bez czytania książek. Widzę spore powiązanie w Twojej fotografii z pisaniem…
Tak, dużo czytam i dużo filmów oglądam. Malarstwo też mnie bardzo inspiruje – głównie XVI i XIX wieczne, XX wiek w ogóle. Ogromną inspiracją są też miejsca, od których jestem bardzo uzależniona czyli pchle targi i lumpeksy.
Sama też stylizujesz do swoich zdjęć?
Tylko i wyłącznie.
Możesz nam przybliżyć jak ta historia powstaje? Czytasz sobie np. książkę i pojawia się pomysł w głowie. Co dzieje się dalej?
Ostatnio obejrzałam fantastyczny serial. Historia umiejscowiona w XIX w. w Północnej Ameryce. Głównym tematem było powstanie kolei wschód – zachód w USA. Polecam: „Hell on Wheels”, leci na AMC. Wiedziałam, że musi powstać seria zdjęć, która powstała. A więc gromadzenie kapeluszy kowbojskich, spódnic, bluzki. Jak nie mam w swojej olbrzymiej garderobie, to lecę do lumpeksu. Kupuję też na Alllie Express. Umawiam się potem z modelką, która by mi najbardziej odpowiadał do tej roli i gotowe.
A co z miejscem?
Słuchaj, mam tutaj takie tereny, że wychodzę kawałek za dom i mam taką prerię, że wiesz! Nic więcej nie potrzebuję! Pomagam sobie oczywiście też Photoshopem.
Zaraz Cię o to więcej podpytam! Co z modelką? Czy z reguły masz już w głowie twarz, którą chcesz zatrudnić do sesji czy poszukujesz długo?
Z reguły mam. Mam kilka modelek, z którymi współpracuje na stałe. To, co najczęściej widać to tył tej modelki. Pewnie to zauważyłeś. Dlaczego? Nie dlatego, że ma brzydką twarz, ale dlatego, że jest więcej niedopowiedzenia w takim zdjęciu. Większe pole dla wyobraźni odbiorcy, jeśli ta twarz nie sugeruje uczuć czy emocji. Sam układ ciała wystarczy.
Dobra, to spowiadaj się teraz z tego Photoshopa! Jak to można w ogóle zdjęcia obrabiać, przecież to powinno z aparatu wyjść ładne!
Powiem Ci tak: mnie jest zupełnie wszystko jedno z czego to zdjęcie wyjdzie. Czy mu wyjdzie z pudełka po butach, czy z aparatu z najwyższej półki. Czy wyjdzie z Photoshopem czy bez Photoshopa – nie ma to dla mnie żadnego znaczenia. Patrzę na zdjęcie i widzę: czy ono mnie rusza czy nie. I jest mi wszystko jedno w jaki sposób powstało.
Zgadzam się z Tobą całym sobą! Powiedziałaś, że co nieco usuwasz, coś dodajesz już w postprodukcji. Domyślam się, że dodajesz ze swojego banku zdjęć. Czy od razu widzisz w momencie robienia zdjęcia co będzie do usunięcia, dodania?
I tak i nie. Często biorę pod uwagę na sesji, że będę chciała coś wkleić więc fotografuje pod odpowiednim kątem i odpowiednim tłem. Ostatnio w tle były magazyny Castoramy, więc już wiedziałam od razu, że muszę je usunąć, bo sesja była stylizowana na XIX w. Ameryka Północna (śmiech).
Dla mnie zdjęcie to jest szkic na płótnie.
O, znam te słowa… Mówił o tym samym Damian Drewniak!
Och, znam. Nie miałam okazji poznać osobiście, ale bardzo cenię!
Zaciekawiło mnie jedno zdjęcie w Twoim portfolio. A nawet bardziej jego opis. To portret pięknej dziewczyny z warkoczykami – Pauliny. Napisałaś pod nim: warto się rozglądać czekając na samolot.
Byłam na wakacjach w Polsce, wracałam do Irlandii i na lotnisku w Łodzi długo czekałam. Naprzeciwko mnie siedziała właśnie ta dziewczyna – a byłam zawsze zafascynowana takimi warkoczykami, dredami. Sama zresztą zrobiłam swojemu dziecku dready. Więc gdy ją zobaczyłam stwierdziłam, że bardzo chętnie chciałabym ją sfotografować. Zapytałam czy nie miałaby ochoty, dałam wizytówkę. Nie naciskałam. Po jakimś czasie się odezwała, przyjechała i tak powstało zdjęcie.
Czyli nie korzystasz tylko z modelek zawodowych?
Głównie korzystam z tych z doświadczeniem, ale nie tylko. Fotografuje dziewczyny zupełnie niezwiązane z modelingiem. Mojej kuzynki wnuczkę ostatnio fotografowałam – bardzo lubię ją fotografować. 12 letnia dziewczynka z niesamowitą umiejętnością pozowania w sposób, jaki lubię. Czyli filmowy. Trudno to ująć. Powiem tak: jeżeli oglądasz film, który Ci się podoba, to nie myślisz o tym, że to aktorka i ona gra. Przed nią jest kamera, a wokół mnóstwo ekipy i sprzętu. Wchodzisz w to, co ten film opowiada. Więc dla mnie modelka musi mieć zacięcie aktorskie. Moją instrukcją jest zazwyczaj zdanie: pozuj nie pozując.
Jak jest z procesem fotografowania? Jest w niej miejsce na improwizację?
Najczęściej jest improwizacja. Mam tylko zarys w głowie.
A jak prowadzisz modelkę?
Różne mam doświadczenia. Mam teraz grupę modelek, z którymi stale współpracuję i my się rozumiemy bez słowa. Kiedyś mi się zdarzyło jednak mieć modelkę, z którą nic nie mogłam zrobić. Jest takie określenie wśród fotografów: Pinokio. Więc mam jeden sposób wypróbowany i ten sposób każdą sesję uraduje, czyli „na trupa”. Rzucam ją na ziemię, przysypuje trawą i leży trup. Nie musi pozować.
(śmiech)
Dużo takich robię! Tylko nie publikuję.
Jak długo trwa u Ciebie sesja?
Nie mogę nigdy przestać! Mieszkam na wsi, jak już któraś modelka przyjedzie, a przyjeżdzają z daleka – to chcę ją wykonywać na maksa. Więc planuje 4, 5 stylizacje. Biorę w pole, przebieram, światło się zmienia. Przestaje, gdy widzę jak modelka nie ma siły. Ja nie czuję zmęczenia na sesji, dopiero w domu.
Jak taki uchodźca z przeszłości odnajduje się w dobie Instagrama, postępu technologicznego itd.?
Mam to szczęście, że wycofałam się praktycznie ze świata. Byłam bardzo aktywna na Instagramie i Facebooku w momencie, kiedy mi zależało, żeby te okładki książek przyciągać. Tak mnie ktoś zauważył. A gdy się rozwinęło to na tyle dobrze i fajnie się kręci, to już nie widzę potrzeby uczestniczenia w tym wszystkim. Mam stronę, bo czasem fajny kontakt się trafi.
Tak na koniec, masz jakąś poradę fotograficzną?
To, co mogę powiedzieć biorąc pod uwagę swoje własne doświadczenia to to, że marzenia się spełniają. Trzeba marzyć! Nie bronić się przed tym. Jestem przykładem na to! Robić, to co serce podpowiada. Nie zwracać uwagi na to, w jaki sposób ktoś ocenia nasze prace, bo to mnie ma większego znaczenia. Ważne, że to wypływa z serca – focić jak najwięcej i cieszyć się, jeżeli sprawia radość proces twórczy. Czerpać z tego!
Czy jest jakieś marzenie Magdy Russockiej?
Ha, marzenie! Może, żeby jedno z moich zdjęć ukazało się na okładce Johna Grishama. Lucy Montgomery już jest!
To trzymam kciuki! Dzięki za rozmowę!
Ja również, dzięki!