Kornel Kabaja – miłośnik dziwnego, analogowego sprzętu oraz onirycznych i delikatnych kadrów kobiecych. Jego portrety są niczym senne zjawy pięknych dziewczyn. Obecnie przesiadujący w Szkocji, co jest powodem niestety tego, że nie jest już aktywnym fotografem. Wszystko wskazuje jednak na to, że do tego wróci, za co mocno trzymam kciuki.
Instagram: kornel.kabaja.photo
Youtube: KNUR Konesur
Pamiętaj, że podcastu możesz też słuchać na swoim smartfonie. Wrzuć w Google Play hasło podcast i wybierz najwygodniejszą aplikację dla Ciebie.
Możesz słuchać też na
Odwiedź mnie na Instagramie: @szymon_mowi_pstryk
Kogo chcesz usłyszeć w kolejnym odcinku? Napisz!
Człowiek lubiący kawę, czyli ktoś z kimś się dogadam. Człowiek lubiący również whisky, prawdziwy Knur Konesur – ale tą ksywkę wyjaśnimy za chwilkę. Kornel Kabaja jest moim gościem, cześć!
Halo, halo, ludzie, hipisy, hipsterzy i kosmici, mówi do Was Knur Konesur (śmiech).
Ok, skoro już zdradziłeś… Knur Konesur to Twój kanał na YouTube.
Tak jest! Mam też małego Instagrama pod to podpiętego. Kanał skupia się głównie na recenzjach whisky i trochę o podróżach.
Zapewniam, że to nadal podcast o fotografii, spokojnie! Zazwyczaj swoim gościom na początek zadaję pytanie odnośnie tego, co ostatnio fotografowali. W Twoim przypadku muszę to trochę zmodyfikować i ze smutkiem muszę zadać pytanie: dlaczego już nie fotografujesz?
Oj, głównie dlatego, że się wyprowadziłem. Gdy mieszkałem w Polsce, fotografowałem sporo m.in. na plenerach fotograficznych, stworzyła się więc duża baza kontaktów i modelek.
Wyprowadziliśmy się z dziewczyną półtora roku temu na północy Szkocji, dokładnie w Aberdeen, oprócz podstawowej fotografii ślubnej, na dobrą sprawę fotografia artystyczna tutaj nie istnieje. Nie ma agencji modelingowych, nikt nie robi plenerów fotograficznych… Nie ma nawet czegoś takiego jak maxmodels. Jest trudniej ruszyć…
Niestety pojawił się też problem finansowy, bo nie dostałem pracy, którą miałem dostać, więc pozbyłem się sporej ilości mojego sprzętu, żeby mieć na życie. Potem wjechała lekka depresja poemigracyjna i jedno zazębiło się za drugie.
Dopiero teraz myślę, żeby zacząć składować znów sprzętu.
A brakuje Ci tego chociaż?
Oj, strasznie! Robiłem zdjęcia przez jakieś 10 lat. Klasyczna historia, że wziąłem zenita taty i odkryłem, że to jest po prostu fajne. Fotografowałem też trochę koncertów. Zacząłem się więcej bawić w analoga, gdy poszedłem do technikum fotograficznego. Tam poznałem bardzo zajawkowych nauczycieli, którzy ruszyli mnie w kierunku tego, by poznać też historię fotografii, planowaniem głębszego obrazu. Oni nauczyli mnie też fotografować blisko człowieka i tego mi właśnie dzisiaj bardzo brakuje.
Ostatnie zdjęcie na Facebooku dałeś w styczniu 2017… Jeśli ktoś nie zna jeszcze Twojej twórczości, to powiedzmy, że fotografowałeś głównie kobiety w bardzo subtelny i delikatny sposób. Dlaczego akurat ten kierunek?
To nie tak, że uparłem się na te kobiety. Bardzo chętnie pofociłbym też facetów! Naturalniej jednak wychodził mi kontakt z kobietami, dużo więcej dziewczyn też ogłasza się na maxmodels i innych portalach. Ja zaczynałem od koleżanek, które zupełnie nie pozowały.
A dlaczego akurat analog?
Wszedłem w analog średnioformatowy po to, żeby mieć dostęp do szkieł, które robiły fajne rzeczy. Wydaje mi się, że ludzie dzielą się na ludzi, którzy lubią jak szkło „przybokeszy” i ma fajny charakter albo ludzi, którzy zupełnie tego nie czują. Ja należę do tej pierwszej grupy. Zaczynałem od Pentacona 6, Kieva 60, które były w Polsce tanie. Gdy już w ten świat wszedłem, to zostałem. Potem już sam wywoływałem sobie filmy, sam robiłem chemię – kupowałem kawę rozpuszczalną, witaminę C i sodę kalcynowaną.
Nie wszedłem natomiast w kolorową fotografię analogową, bo sporo to kosztowało. Filmy dobrej jakości sporo kosztują. Wprawdzie wywoływanie ich w labie nie jest drogie, ale maczanie się w tej chemii, takie „gotowanie” tych zdjęć od podstaw ma swój urok. Tego też mi bardzo brakuje…
Mnie bardzo jarało to, co te stare obiektywy i aparaty potrafiły zrobić z tłem, to dodawało kadrom malarskości. A to wynikało z tego, że one miały spore wady. Soczewki nie miały żadnych powłok antyrefleksyjnych, te wady są pozaosiowe i to powodowało, że tło tak wyglądało. Trochę przez przypadek wyszło, że dzisiaj w XXI w. ludzie te szkła wykopują i myślą, że to fajnie wygląda. A postęp technologiczny jednak idzie w kierunku udoskonalenia sprzętu, a wraz z tym, wg mnie, odebranie charakteru temu sprzętowi.
To pogadajmy o Twoim dziwnym sprzęcie. Mówiłeś coś o suszeniu obiektywu… Co to znaczy?
Mowa o Kodak Aero ektar – obiektyw produkowany na początku lat 40 – tych. Te obiektywy latały w samolotach zwiadowczych podczas II Wojny Światowej. To były wielkoformatowe obiektywy, ten mój to 170 mm ze światłem 2.5. Latał on w zielonej skrzynce 5×5 cali i robiono nim zdjęcia zwiadowcze w nocy. Chodziło o to, że to były szkła jak na tamte czasy wyjątkowe jasne. Akurat traf chciał, że ktoś zaczął kiedyś z tymi szkłami kombinować. Okazało się, że to jest świetny w konstrukcji podwójny gauss, dużo ludzi uznawało te obiektywy za biotar, bo Zeiss robił potem takie. Sowieci to potem skopiowali i pod mały obrazek nazywało się to Helios 40 85 mm 1.5, który posiada ten słynny Swirl Bokeh, którym się tak wielu zachwyca.
Sęk w tym, że te stare szkła – żeby uzyskać odpowiednią jakość obrazu, trzeba było używać izotopu toru, który był radioaktywny i on w trakcie działania przez te 70 lat sprawił, że soczewki się zażółciły. Wiele obiektywów ma ten defekt. Da się jednak to zażółcenie zbić wystawiając obiekty na promienie UV.
Aero Ektar mógł być zaadaptowany pod każdy mniejszy format, co daje np. możliwość podpięcia pod Pentaxa 6×7, którego miałem i można było zrobić z niego Tilt Shift, bo miał dużo większe pole krycia. Dodatkowo, jak pobawisz się w matematykę, to przeliczysz sobie, że Aero Ektar na aparacie 6×7 był odpowiednikiem 85 mm ze światłem 1.1, więc piękna ogniskowa pod portrety plus dodatkowo możliwość wykrzywiania perspektywy w postaci Tilt Shifta. Więc magia! To strasznie trudny obiektyw, żeby wyostrzyć poprzez wyginanie gumy, na dodatek ten sprzęt swoje ważył. Trzeba mieć dużo pary. Gdy ćwiczyłem z tym sprzętem to robiłem dwa albo 3 kadry na jedną rolkę. Jedna rolka na Pentaxie to 10 zdjęć. Chciałem mieć pewność co do jednej ostrej klatki. Strasznie dużo roboty i potu!
Tłumaczyłem sobie, że te moje zdjęcia z mocno odjechanym bokehem to takie marzenia senne. We śnie widzimy podobnie, jest dużo rozmyć. Pojawiają się oniryczne, piękne zjawy tych ślicznych dziewczyn, którym udawało mi się robić zdjęcia. Całościowo ładnie się to spinało – analog, czarno białe, niedoskonałości.
Kiedy to wszystko Cię zafascynowało? Widać po Twoim portfolio, że Twój styl stał się bardzo spójny…
Tak, potem już cały sprzęt kupowałem pod to, by robić zdjęcia właśnie w takim stylu świadomie. Dyskutowałem z jednym gościem, który okazał się mocnym wytrychem, jeśli chodzi o mój styl. Ten gość to Tomek Widłak, istniejący w sieci jako Palec w Nosie.
Dzięki niemu też poznałem twórczość takich fotografów, jak Agata Serge. Agata ma fantastyczny styl… czy też Aleksandra Zaborowska, która też bawiła się w większe formaty. Marcin Twardowski, który mocno ciśnie Kieva i Volne i wyciska z tego sprzętu 7 poty.
Urzeka Cię subtelność kadrów. Sprzęt, który to robi to raz ale dwa: to modelki, które na Twoich zdjęciach świetnie wczuwają się w klimat. W jaki sposób wydobyć tą subtelność i czy da się zrobić to z każdą modelką?
Nie muszą to być agencyjne modelki, bo dużo dziewczyn, z którym pracowałem to nie były agencyjny. Zaczynałem po koleżankach, które wydawały mi się po prostu wystarczająco ładne. Od wielu się też odbiłem…
Niektórzy ludzie przychodzą, mają gotowe studio, wpuszczają modelkę i chcą od razu focić. Ja nie chciałem tak robić. Gdy umawiałem się z dziewczynami na powiedzmy półtorej godziny, mówiłem im, że zrobię 10-20 zdjęć. Pytałem o zainteresowania, pasje, różne tematy.. Dużym kluczem była książka „Alchemia portretu”. Tam autor opisuje swoje podejście do zdjęć. Ze swoimi modelami spędzał kilka tygodni nie robiąc im zdjęcia po to, żeby poznać tego człowieka, duszę i jego pasje. Tak, żeby wiedzieć kogo masz przed obiektywem i dopiero wtedy robić mu zdjęcia.
Więc godzinę przeznaczałem na rozmowę, a potem 15 minut fotografowania i tyle.
To rzemieślnik z Ciebie słaby…
Nawet bardzo słaby!
Co jest dla Ciebie najważniejsze w Twoich portretach?
Toś zadał teraz… Twarde pytanie! Hmm… To chyba jakaś potrzeba autoeskspresji, wyrażania własnego stylu… Chcę, żeby wracając do moich zdjęć coś odczuwał. To taka potrzeba produkowania obrazu, który będzie rezonował ze mną emocjonalnie.
Na Instagramie nadal jesteś aktywny… Jak podchodzisz do tej platformy?
Trochę się tym stresowałem na początku… A teraz mi mniej na tym zależy. To co teraz publikuję to moje starsze foty, staram się publikować, żeby podtrzymać trochę tej fotografii w sobie.
Oglądasz jeszcze trochę fotografii, czyją twórczość śledzisz?
Śledzę Tomka Widlaka, Marcina Twardowskiego, Marcina Magdeburskiego, Marcina Wajdę. Słucham też na Youtube Zienia i jego Fotokawek. Agata Serge oczywiście również, Grymuza.
Agatę bym chciał zaprosić kiedyś do podcastu…
Oooo, chętnie bym posłuchał, były czad!
Kornel, masz może jakąś poradę dla fotografujących?
Mam przestrogę, bo wydaje mi się, że dużo ludzi cierpi na ten syndrom. To tzw. GAS syndrom, czyli Gear Accumulation Syndrom, więc nie gromadź zbyt dużo sprzętu. Do pewnego stopnia jest tak, że to sprzęt robi zdjęcie, ale to tylko narzędzie. Aparat to młotek, którym Ty, jako fotograf przybijasz gwoździe, więc bardzo dużo zależy od tego jak to zrobisz.
Twój sprzęt nie wymyśli Twojego stylu. Inwestuj bardzo mocno w samego siebie i swoją wiedzę na temat robienia zdjęć.
Druga rzecz: bądź bardzo odporny na złą krytykę. Wszyscy niestety opieramy się na internecie. Trzeba się bardzo mocno uodpornić na krytykę ludzi, którzy za wszelką ceną będą chcieli Ci udowodnić, że jesteś złym fotografem. Trzeba umieć sobie oddzielać cenną krytykę od bezwartościowej.
To tak na koniec, jakieś Twoje fotograficzne marzenie?
Kiedyś widziałem zdjęcia Rafała Bojara, fotografa ślubnego, który wylatywał ze swoimi parami na Islandię. Chciałbym robić zdjęcia w takich okolicznościach…
Trochę zmienię temat znowu, wybacz: interesuje się trochę sportami siłowymi i teraz mamy w Polsce takiego młodego chłopaka, który nazywa się Mateusz Kieliszkowski. Parę dni temu na jednych z największych zawodów strongmanów zdobył trzecie miejsce, jest wielokrotnym Mistrzem Polski Strongmanów. Jednak najsłynniejsi strongmani mają za sobą sponsorów i kryje się za tym dużo pieniędzy, to Mateusz to chłopak, który mieszka na wsi pod Zieloną Górą, gdzie zrobił sobie siłownię w stodole i jest to super skromny facet. Swoją bardzo ciężką pracę osiągnął światowy poziom. Chciałbym mu kiedyś porobić foty takie w moim stylu. Gdy wrócę do fotografii, to chciałbym temu facetowi podziękować za to, jak wielka inspiracją jest.
To życzę Ci, żebyś do tej fotografii wrócił przede wszystkim! Dzięki za rozmowę!
Dzięki wielkie, super się gadało!