Ania Ulanicka – chodząca witamina D3! Energiczna, pozytywna, ciepła osoba, która cieszy się swoim fotografowaniem i zaraża innych. Nie ma sesji spektakularnych, oszałamiających, wręcz przeciwnie: bije z nich minimalizm i prostota. Jak zatem cieszyć się z fotografii? Less is more! Ania jest też autorką świetnego bloga oraz Instagrama, którymi podbija serca innych fotografów, dzieląc się poradami: na swoje życie, na biznes, na fotografię.
Ania Ulanicka mówi np. o:
Kiedy rzucić etat i zająć się sobą? | Dlaczego w prostocie jest siła ? | O porównywaniu się do innych fotografów |
Ania Ulanicka w internetach:
Blog pełen inspiracji: aniaulanicka.pl
www: studioulanicka.com
Facebook: aniaulanicka
Instagram: @aniaulanicka
Wpadnij na grupę na Facebooku: Fotograficznie Rzecz Biorąc
Pamiętaj, że podcastu możesz też słuchać na swoim smartfonie. Wrzuć w Google Play hasło podcast i wybierz najwygodniejszą aplikację dla Ciebie.
Możesz słuchać też na Youtube | iTunes | Spotify |
Odwiedź mnie na Instagramie: @szymon_mowi_pstryk
Ania Ulanicka: Moja siła tkwi właśnie w prostocie. Less is more!
Cześć Aniu!
Dzień dobry!
Co ostatnio fotografowałaś?
Ostatnio robiłam sesję z Moniką i Romanem… Zatem ostatnio dominuje fashion.
Zajmujesz się fotografią ślubną, biznesową, portretową i lookbokową. Któraś jest Ci najbliższa?
Gdy zaczynałam fotografować, to nastawiłam się na fotografię lifestylową. Myślałam, że śluby to będzie coś, w co rzucę się na 100%. Fotografia modowa wyszła przypadkiem, a robię tego co raz więcej. To kierunek, który bardzo do mnie pasuje.
Jesteś bardzo aktywna blogerką i instagramerką – czy fotografia jest na równi z pracą na tych mediach czy na froncie?
Nie potrafię sobie wyobrazić, że mogłabym zrezygnować z fotografii. Nie wyobrażam sobie t też oderwać się od bloga i Instagrama, więc ostatnio wpadłam na pomysł jak te dziedziny połączyć. Tworzę produkt, ale jest jeszcze za wcześnie, żeby o nim mówić.Zapraszam do mojego newslettera na stronie.
Gdybyśmy mieli wrócić się do początku Twojego fotografowania, to jak to się zaczęło?
Nigdy wcześniej nie myślałam, że na fotografii da się zarabiać. Nie postrzegałem tego więc w kategorii zawodu. Aparat towarzyszył mi od zawsze, mój dziadek lubił robić zdjęcia, tata też. Dziadek mi kupił pierwszego cyfrowego Nikona, fotografowałam dużo moją siostrę, Ewelinę.
Gdzieś ten aparat zawsze ze mną był, bo poszłam na studia architektoniczne, było to jedna dla mnie zajęcie po godzinach. Zaczęło się od znajomych, którzy pytali mnie, dlaczego nie zajmę się tym na poważnie. Nie brałam tego pod uwagę, ale gdzieś ta myśl jednak zakiełkowała. Przeszkodą w fotografowaniu było to, że bardzo podobały mi się moje studia. Były fascynujące!
W momencie, gdy poszłam do pracy ten czar architektury jednak prysł. Okazało się, że to jest tona dokumentacji, walki z inwestorami, kłótnie na budowie… Zaczęłam więc uciekać w stronę fotografii. Po studiach przeniosłam się do Warszawy i nie ukrywam, że tutaj było mi dużo łatwiej z fotografią wystartować.
Na równi z fotografią zaczęłam też prowadzić bloga. I po czasie uświadomiłam sobie, że pora zrezygnować z architektury…
Pamiętasz moment, kiedy postanowiłaś z fotografii uczynić biznes?
Pracowałam przez półtora roku w zawodzie. Pierwsze biuro zostawiłam po pół roku, źle się tam czułam. Robiłam spore projekty, przebudowy centrów handlowych w Warszawie. Po roku tej pracy przyszedł moment, gdzie był bardzo ostry zapierdziel. To był moment, gdzie przesiadywałam tam całe weekendy. Wracałam do domu, rankiem wstawałam z łzami i czarnymi myślami. To był moment, gdy chciałam to zostawić, ale nie byłam jeszcze do końca gotowa. Potrzebowałam odłożyć poduszkę finansową.
Wielu ludzi zastanawia się kiedy jest najlepszy moment na rzucenie etatu.. Masz jakieś porady?
Nigdy nie będziemy w 100% gotowi na rzucenie etatu. Trzeba podjąć decyzję. Miałam ogromną obawę z tym, że będę bez pieniędzy. Założyłam sobie cel, że muszę odłożyć tyle kasy, żeby przez parę miesięcy pozwolić sobie na utrzymanie bez zarobku. To mi dało komfort psychiczny.
Momentem kulminacyjnym była też śmierć dziadka, z którym byłam bardzo związana. Powiedziałam sobie wtedy do siebie: męczę się w pracy, tracę życie, które jest jedno. Po co mam robić coś, czego nie lubię? I spróbowałam.
Nie chcę się porównywać, bo to przeszkadza mi w mojej pracy, chcę to robić, tak jak lubię.
Skąd brałaś klientów?
Na samym początku myślałam, że będę robić coś innego, niż teraz. Pisałam do projektantów wnętrz o współpracę. Kilka osób odezwało się do mnie przez mojego bloga. Miałam taki epizod, że pisałam do wielu restauracji w Warszawie odnośnie sesji, ale to wpadło dosłownie kilka takich zleceń.
Skupiałam się mocno na fotografii ślubnej. Wrzucałam na chama posty na grupach ślubnych (śmiech). Mnóstwo młodych panien do mnie pisało. Złapałam parę zleceń, ale z tych grup mnie od razu usuwano (śmiech).
W Polsce istnieje chyba przeświadczenie, że z fotografii można się utrzymać, ale tylko z ślubnej. Obalasz ten mit?
Istnieje taki model, faktycznie. Przez pół roku – w sezonie – fotografowie cisną, a przez drugie pół roku żyją z tego, co zarobili. U mnie zupełnie to tak nie wygląda. Na bieżąco zarabiam z innych sesji. Mam dużo marek, z którymi współpracuję na stałe. Nie traktuję tego jednak jako prace sezonową.
Jak wyceniać swoje zdjęcia?
Fotografia ślubna najczęściej wyceniana jest pakietami. Podobnie mam z większymi sesjami wizerunkowymi, np. na Instagram czy bloga. Jeśli chodzi o sesje modowe, to biorę pod uwagę cenę dnia zdjęciowego. Nie jestem w stanie określić gotowej ilości ujęć, zwłaszcza, że czasem ubrań jest naprawdę dużo.
Jeśli chodzi o małe sesje, kiedy potrzebujemy 2-3 zdjęć biznesowych, to to są najdroższe sesje.
Twoje sesje nie są spektakularne – są bardzo proste, minimalistyczne, mało w nich obróbki. Jedna mocno się tym bawisz i cieszysz. Jak to się robi?
Wszystko robię w zgodzie ze sobą. Rzadko się zdarzają tematy, których się podejmę, a potem żałuję. Selekcjonuję współpracę, dobieram je dość ostrożnie. Jeśli czuję na etapie kontaktu, że coś nie gra, to wolę zrezygnować. Na początku oczywiście chwytałam się wszystkiego!
Jeśli robię sesje, na których bardzo mi zależy to nie da się nie cieszyć (śmiech).
Moja siła tkwi właśnie w prostocie. Less is more!
Każdemu się oczywiście zdarzają gorsze chwile i mnie również! Mam też taką zasadę, że nie obserwuję fotografów na Instagramie. Jeśli fotograf wrzuca tylko swoje zdjęcia z portfolio, nie mówi o backstagu ani o swoim podejściu, to mnie to nie interesuje. Po pierwsze: nie chcę się porównywać, bo to przeszkadza mi w mojej pracy, chcę to robić, tak jak lubię. A drugi powód jest taki, że to dla mnie nie jest ciekawe. Chciałabym poczuć jakąś więź z osobą, którą obserwuje.
Jeśli ja wracam po 8 godzinach zdjęć, które nie poszły mi jakoś wybitnie dobrze i na Instagramie wyskoczy mi jakaś bajeczna fota, to ja się zdołuję.
Jeśli jakieś konta wzbudzają w nas negatywne emocje, warto dać unfollow – serio!
Wielu fotografów sceptycznie podchodzi do Instagrama. Nie uważam, że każdy powinien się do niego przekonać, Twój jedna napędza Twój biznes. To jak, zły czy nie zły? Jak do niego podchodzić?
Po swojemu (śmiech). Instagram jest specyficzny i ma swoje zasady. I warto pamiętać o tym, że nigdy nie był, nie jest i nie będzie miejscem do robienia portfolio. Lepiej wykupić domenę. Instagram jest medium społecznościowym, więc nie możemy tam pokazywać samych efektów, bo to do ludzi nie trafi. Takie konta są nudne.
Kiedy robię sesję, to dużo większe zaangażowanie wzbudza backstage. Ludzi interesuje historia.
Na ile w Twojej fotografii pomaga Ci Twoja dobra organizacja, którą chwalisz się zresztą często choćby na blogu?
Bardzo dużo. Przyciągam wielu klientów tym, że bardzo szybko oddaję gotowe zdjęcia. Jestem niezawodna. Czasem na sesji kilka klientów mi powiedziało, że pisali też do innych fotografów, ale jeszcze im nikt nie odpisał do tej pory… Szczerze mówiąc dochodzę do wniosku, że czasem wystarczy naprawdę po prostu dobrze robić swoją robotę. I wywiązywać się z niej!
Robię dużo rzeczy, gdybym nie była zorganizowana to w życiu bym tego nie ogarnęła. Oczywiście zdarza mi się też być plackiem, który leży na kanapie i nie daje rady nic zrobić! Wiem jednak jak żonglować projektami.
Piszesz na swojej stronie, że “zawsze pracujesz z ekscytacją”. Skąd ją bierzesz?
Spotkałam w życiu sporo ludzi, którzy byli bardzo “rozmemłani”, narzekający itd. Tak bardzo się nimi zmęczyłam, że obiecałam sobie, że nigdy w życiu taka nie będę. Potrafię sobie ułożyć rzeczy dookoła siebie i one mi się podobają!
To tez nie wygląda tak, że wszystko jest idealne. Nie otaczam się na pewno ludźmi, którzy mnie męczą, których nie lubię. Nawet na social mediach, jeśli ktoś mnie denerwuje – to wolę go nie oglądać.
Podobnie z klientami – jeśli coś nie pasuje mi na początku, to się tego nie podejmę. Nic na siłę.
To jak wygląda nasze życie zależy od naszego nastawienia.
Najważniejszą częścią w naszym sprzęcie jest ta, która patrzy przez wizjer.
Miałaś już jakiś kryzys?
Nawet ostatnio, gdy zaczynałam się porównywać z innymi. Trwało to z pół tygodnia. Jeżeli wpadam w taki kryzys to ryczę, kładę się na kanapie i nic nie robię. Pierwsza rzecz, którą robię to wypisanie sobie czym się martwię i zastanowienie się, czy to faktycznie są realne problemy.
Uderzam do osób, którym ufam – chłopakowi, siostrze, przyjaciółki. Aczkolwiek ciężko mi mówić o moich słabościach.
Skupiam się tez na tym, żeby dobrze jeść, ruszać się. Mam listę w swoim notesie rzeczy, które wiem, że zawsze poprawią mi humor. Jeśli mam średni kryzys, to po te rzeczy sięgam. Wtedy muszę się do nich zmuszać. To jest albo trening, albo gotowanie, albo spacer… Wiem, że muszę przymusić leniwe dupsko do tego, bo wiem że to poprawi mi humor (śmiech).
Najgorsze jest taplanie się w błotku pesymistycznych myśli.
A co wg Ciebie nas, fotografów, najbardziej rozwija?
Zajmowanie się wszystkim innym poza fotografią. Nie można zamykać się tylko w jednym. Warto znaleźć sobie coś związanego ze sztuką, kulturą. Otaczać się ludźmi, którzy też robią dużo rzeczy, nie tylko fotografują.
Jak budujesz relacje z fotografowaną osobą?
Jeśli odzywa się do mnie ktoś z Instagrama, to na pewno obserwuje co robi. Zapoznaje się o jej zajawkach. Nigdy nie rozmawiam oczywiście na per Pan, Pani. Staram się pytać co u tych ludzi słychać. Pozwalam też tym ludziom mówić. Pytam o to, co robią, bo gdy chcemy, żeby człowiek się rozluźnił, to trzeba go spytać o to, na czym się zna i co lubi.
Ja też lubię pokazywać parę zdjęć na aparacie moim modelom. Chcę, żeby zobaczyła, że wygląda świetnie i zdjęcia dobrze wychodzą. To ich dodatkowo nakręca.
Jakie masz podejście do sprzętu?
Wychodzę z założenia, że nie sprzęt jest najważniejszy. Zaczynałam od fotografowania bezlusterkowcem i wyżyłowałam go totalnie. Kiedy mnie ograniczał to przeszłam na lustrzanki. Kupuję nowy sprzęt wtedy, kiedy wiem po co mi będzie służył.
Najważniejszą częścią w naszym sprzęcie jest ta, która patrzy przez wizjer. Po jakimś czasie naturalnie, że sprzęt musi być upgradowany.
Masz jakąś poradę?
Być odważnym i robić rzeczy po swojemu. Jeśli zakładamy swój biznes to my w nim jesteśmy, nie nasza ciocia, wujek czy sąsiadka. My za to wszystko odpowiadamy sami i szkoda naszego życia, twórczości, czasu i energii, żeby robić coś, z czego nie jesteśmy wewnętrznie zadowoleni i nie jest to zgodne z nami.
Czy Ania Ulanicka ma jakieś marzenie?
Kiedy wymyśliłam sobie co chciałabym robić, to z reguły dość szybko się to działo. Więc mam wrażenie, że swoje marzenia realizuję na bieżąco.
A zatem dzięki serdeczne za rozmowę!
Dziękuję Ci bardzo!