Alicja Zmysłowska – najlepsza fotograf psów w Polsce i jedna z najlepszych na świecie. Perfekcjonistka w swojej pracy, autorka zdjęć, których nawet nie wiesz, że znasz. Podróżniczka, bo jej seria CRAVIN MIRACLES tworzona jest na całym świecie przy współudziale najpiękniejszych pejzaży.
Alicja Zmysłowska mówi m.in. o:
O początkach z Kiarą | O tym jak trenować z psem | O serii Craving Miracles
www: alicjazmyslowska.pl
fb: Alicja Zmysłowska Photography
insta: alicjazmyslowska
Wpadnij na grupę na Facebooku: Fotograficznie Rzecz Biorąc
Pamiętaj, że podcastu możesz też słuchać na swoim smartfonie. Wrzuć w Google Play hasło podcast i wybierz najwygodniejszą aplikację dla Ciebie.
Możesz słuchać też na Youtube | iTunes | Spotify |
Odwiedź mnie na Instagramie: @szymon_mowi_pstryk
Cześć Alicja!
Alicja Zmysłowska: Dzień dobry!
Jak tam Twój jetlag, bo wiem, że wróciłaś właśnie ze Stanów? Co tam robiłaś?
Generalnie w Stanach byłam w celach zarówno wypoczynkowych jak i turystycznych. Musiał być tam oczywiście mocno zaakcentowany aspekt fotograficzny. Lokalizacja była wybitna do zdjęć, bo była to Dolina Ognia w Nevadzie.
Niestety Ciri nie mogła ze mną polecieć tak daleko.
Fotografujesz psy od ponad 12 lat, a masz dopiero 24… Miałaś 12 lat jak zaczęłaś?
Ten początek określam, gdy dostałam mojego pierwszego psa – Kiarę. Ona w tej chwili ma prawie 14 lat.
Napisałaś gdzieś, że miałaś styczność z fotografią od zawsze. Z czego to wynika?
Mój tata hobbistycznie fotografował, wcześniej też analogami, podobnie jak mój brat.
Twoja fotografia rozkwitła dzięki Kiarze – Twojemu goldenowi. Czy wcześnie czułaś pociąg do fotografii?
Dopiero pies obudził tą pasję. Wcześniej rysowałam, więc tworzenie sztuki nie było mi obce, natomiast dzięki Kiarze, to tworzenie sztuki przeszło na inną dziedzinę.
Pamiętasz może moment, w którym zrobiłaś jej pierwsze zdjęcie, po który poczułaś coś więcej?
Pamiętam takie zdjęcie… To było w momencie, gdy dostałam Canona 400d. Poszłyśmy z Kiarą na pola za domem, zrobiłam je na trybie AUTO, wyskoczyła lampa, ale mimo to miałam ten efekt WOW.
Jak patrzysz na to zdjęcie dzisiaj?
Często na nie patrzę i pokazuję je na swoich warsztatach, bo bawi mnie ta historia. Kolory ok, Kiara wygląda ładnie… Nie jest źle!
Każdy kto ma psa w domu wie, jak trudno zrobić mu zdjęcie. Czy Twój pies Kiara był trenowany?
Oczywiście, to ma ogromny wpływ. Jeśli chcemy, by pies z nami współpracował to musimy z nim ćwiczyć. Z Kiarą nie wiedziałam tak wiele o psach i uczeniu ich, ale trenowałam z nią sztuczki i zostawienie w miejscu na komendę – co jest niezbędne przy tej fotografii.
Ciri natomiast od szczeniaka była “robiona pod fotografię” i mogę powiedzieć, że jest psią modelką.
A jak dziś przed obiektywem radzi sobie Kiara?
To już babcia golden, chociaż zachowuje się jak szczeniak. Jest bardzo wymagająca i pozuje, kiedy chce. Muszę szanować pani emeryt (śmiech).
Jeśli chodzi o trening z psem, to czy była to Twoja autorska wiedza czy konsultowałaś się z behawiorystami?
Miałam znajomych, którzy się tym zajmowali. Wiedza od nich plus wiedza z internetu – na takiej zasadzie.
2006 rok – pojawia się Kiara. 10 lat później dołącza Ciri (ah to imię!). Przez te 10 lat sporo się działo… Podróżujesz po całym świecie, Ciri jest gwiazdą zdjęć, jesteś autorką przepięknych projektów… Czy możesz wymienić kamienie milowe w Twojej karierze?
Robiłam po prostu to, co najbardziej mnie cieszyło i dawało satysfakcję i dążyłam do jak najlepszych zdjęć.
Na pewno przełomowym momentem była seria zdjęć z border collie, który wykonywał różne sztuczki. Była to też serie na łąkach pełnych kwiatów, lawendy. Zdjęcie przytulających się psów stało się viralem. Było wszędzie w internecie, a także wyszło poza niego, bo pojawiło się na skarpetkach, t-shirtach itd.
Jak łączyłaś rozwój swojej kariery z nauką i okresem szkolnym?
Cały swój wolny czas poświęcałam psom i fotografii. Udało mi się to bezkonfliktowo łączyć.
Jak to się stało, że zaczęłaś fotografować psy innych ludzi?
Nigdy nie planowałam z tego czegoś więcej. Jeszcze przed tym viralem, który był w 2013 roku, zaczęłam robić zdjęcia psów moich znajomych. Ludzie wrzucali te zdjęcia na swoje profilowe, więc inni zaczęli się interesować autorem zdjęć. Od samego początku publikowałam swoje zdjęcia na portalach fotograficznych, np. na Deviantarcie.
Jak Ci idzie dogadywanie się z ludźmi na sesjach czyli z właścicielami bohaterów Twoich zdjęć?
Idzie mi całkiem nieźle, są to “psie osoby”, a z takimi łatwo mi się dogadać.
Jaka jest rola właściciela psa na sesji?
Rola jest ogromna. Musi on tego psa przedstawić i zapozować. Istotna jest zatem relacja psa z właścicielem. Oczywiście naprowadzam jak zrobić, by pies dobrze wyglądał. Jeżeli pies nie zna komend to też mam na to swoje sposoby. Jeżeli to pies wytrenowany i zna komendy to moja rola jest mniejsza.
Jaki procent sesji, które wykonujesz to sesje z psami wytrenowanymi?
Zdarzają się takie, które potrafią dużo i takie, które nic. M.in. psy ze schroniska, które dużo razy fotografowałam. Wtedy oczekują na moment i cierpliwość gra ogromną rolę.
Gdzie znajdujesz miejsca na sesje?
Dopasowuje je do potrzeb psa i klient. Mam dookoła siebie sprawdzone miejscówki. Nie jest to nigdy park, wolę miejsca naturalne i dzikie.
A co jeśli musisz przejechać pół Polski albo świata?
Google Maps – pokaż park i ładne miejsca dookoła. Szukam ładnych miejsc. Czasem klient zna jakieś miejsce.
Zapewne strzelasz na sesjach serią. Czy selekcja to czysta katorga czy przyjemność?
Może nie katorga, ale na pewno nie jest to moja ulubiona, choć bardzo istotna, część. Łatwo zrobić dobre zdjęcie, ale potem trzeba je jeszcze wybrać spośród tysięcy.
Pies musi dobrze wyglądać i moja wizja musi się zgadzać, poza tym całość musi ze sobą grać.
Wyrzucam 90%, robię bardzo dużo zdjęć.
Jakie masz podejście do sprzętu?
Dalej bym zrobiła dobre zdjęcie nawet tym razem 400d, od którego zaczynałam – oczywiście miałabym ograniczone możliwości. Te, którymi dysponuje mój obecny aparat na pewno mi w tym pomagają, chociaż mój aparat Canon 5ds wcale szybkiej serii nie ma. Bardziej zależało mi na matrycy niż szybkości.
Kluczem w Twojej fotografii jest oderwanie się od rzeczywistości. Czy to był zamysł od początku fotografowania?
Nie był to świadomy zamysł, to wyszło naturalnie. Chciałam wykreować coś, dodać ten bajkowy feeling.
Ten bajkowy klimat wychodzi również w czasie Twojej postprodukcji. Czy dzisiaj to już jest najwyższy poziom czy jeszcze szukasz czegoś w Photoshopie?
Jest to level, w którym ciężko mi stworzyć coś nowego, ale cały czas próbuję i szukam. Chcę się ciągle rozwijać i ulepszać.
Potrafię siedzieć nad jednym zdjęciem cały dzień. Obróbkę robię w Ligtroomie, a dokańczam w Photoshopie, choć ostatnimi czasy tego drugiego jest coraz mniej. Wszyscy są zdziwieni, że używam tylko Lightrooma. Czasochłonne potrafią być takie rzeczy jak usuwanie smyczy, zwłaszcza jeśli chcemy by wyszło naturalnie.
Najbardziej z Twoich projektów podoba mi się seria “Craving miracels”. Pokazujesz w niej, że jesteś nie tylko świetnym fotografem psów, ale także krajobrazu. O krajobraz też w tym projekcie chodzi. Powiedz coś o szukaniu lokacji, które rozsiane są po całym świecie i bohaterach tych zdjęć?
Jeżeli chodzi o miejsca to ogromną inspiracją były fotografie krajobrazowe ludzi z całego świata. Już na etapie oglądania tych zdjęć myślałam jak mogę połączyć te miejsca z psami. Do niektórych pięknych miejsc ciężko dotrzeć z psem, więc musiałam sprawdzić czy to możliwe. Również na tym etapie myślałam o psie, którego widziałabym w danej lokacji. Jeżeli chodzi o Norwegię, to udało zabrać mi się ze sobą Ciri. Na Islandię zabrać swojego psa jest trudno ze względu na obowiązkową kwarantannę, więc szukałam modeli na miejscu.
Czy to już zakończony projekt?
Nie jest jeszcze dopięty, mam zamiar zrobić to w 2020 roku. Coś już mam gotowe na dysku, czego jeszcze nie pokazałam. Brakuje mi jeszcze jednej sesji, którą bardzo chcę zrobić. Nie zdradzę na razie co to jest, ale mam nadzieję, że uda mi się to niebawem zrealizować.
Masz jakieś plany na wystawę/album z tego projektu?
Chciałabym! Mam teraz trochę czasu na myślenie o tym. Te zdjęcia bardzo zyskują oglądane w dużym formacie. Można poczuć ogrom natury, bo o to mi chodziło, by ukazać skalę, jak mały jest pies wobec niej.
Jadąc już do konkretnej lokacji miałaś już plan na konkretne kadry?
Niektóre miejsca były dla mnie nowe, więc nie do końca wiedziałam co będę mogła stworzyć. Miałam w głowie różne wizje, ale one różnią się od tego co nam wychodzi. Ciężko było na początku. Każde z tych miejsc jest zupełnie inne, więc nie dałam rady stworzyć sobie żadnych schematów.
Jak w tych trudnych warunkach czuli się bohaterowie zdjęć?
Czuli się bardzo dobrze, wybierałam ich pod dane lokacje. Musiały to być psy o odpowiednim charakterze, który zna i lubi takie miejsca.
Niekoniecznie musiały być one wytrenowane, bo pamiętam sesję w Islandii nad wodospadem Dynjandi, gdzie pies był mieszańcem, który w ogóle nie znał komend, ale był wrodzonym modelem. Uwielbiał tego typu miejsca i przygody ze swoją właścicielką. Stworzyli świetny team i efekty tej sesji były dla mnie bardzo zaskakujące.
Wróćmy do tematu sesji dla schronisk… Jak wygląda ta współpraca?
Są to sesje charytatywne sesje, w których chodzi o to, by znaleźć tym psom domy. Praca z tymi praca nie jest najłatwiejsza, ale czasem niektórym wystarczy zachęta jedzeniem czy zabawką.
Trenujesz dużo z Ciri, jak dużo czasu na to poświęcasz?
Budowanie więzi z psem dzieje się cały czas, to proces na całe życie. Zaczęłam od pierwszych tygodni. Od małego chciała współpracować. Od początku widziała aparat i kojarzyła go z jedzeniem i zabawką. Teraz muszę to tylko pielęgnować, bo czasem piesek się “psuje” podczas sesji. Zrobi coś, co nie jest komendą, a mi się spodoba i ona to zapamięta. Utrwalam w ten sposób złe zachowania i wtedy muszę to naprawiać.
Czy miałaś momenty załamania?
Z Ciri nie miałam. Bordery to psy, które w swojej naturze mają pragnienie pracy z człowiekiem. Z Kiarą nie było tak łatwo na początku. Byłam wtedy też bardzo młoda i nie miałam wiedzy na temat pracy z psem. Golden to też nie border, więc nie było kolorowo. Jakoś to przetrwałyśmy, uczyłam się ciągle i próbowałam nowych metod.
Gdzieś przeczytałem Twoje słowa: “Nigdy nie czuję się w pełni zadowolona z tego, co tworzę”. Nawet dzisiaj?
Tak. Dalej to podtrzymuję. Nawet po sesji w najpiękniejszym miejscu dalej czuję niedosyt i mam świadomość, że mogłam zrobić coś lepszego. Zawsze dążę do perfekcji, której czasem po prostu nie da się uzyskać.
Czy miałaś w swojej karierze moment wypalenia?
Robiłam sobie kilka przerw, nawet niedawno, nie jest to jednak wypelenie. Jest to przerwa bardziej od sesji dla klientów, a robić to, co najbardziej mi się podoba.
Osiągnęłaś już w fotografii naprawdę wiele. Do czego dążysz? Czy jest jeszcze coś, co chciałabyś osiągnąć?
To jest trudne pytanie. Jeśli zakończę projekt “Craving miracles”, to będę musiała zdecydować czy iść w coś innego. Nie jest łatwo odnaleźć ten kierunek. Na pewno chcę zrobić coś więcej z tym, co mam, czyli wystawy, albumy…
Kiedyś podobała mi się też fotografia jedzenia, bo mogłam to wszystko zjeść (śmiech).
Obecnie prowadzisz warsztaty na całym świecie. Jak się czujesz w tej roli?
W tej chwili bardzo dobrze. Zależy mi najbardziej w pomaganiu odnalezieniu swojego stylu u uczestników. Nie chcę, by po moich warsztatach ktoś stawał się Alicją Zmysłowską, bo to jest bez sensu. Chcę w każdej osobie dostrzegać coś wyjątkowego.
Jakie plany na najbliższy czas?
3 stycznia wyjeżdżam do Australii i Nowej Zelandii na cały miesiąc. Postaram się wrzucać relacje na moim Instagramie, więc zapraszam.
Poproszę na koniec poradę fotograficzną dla innych.
Nigdy się nie poddawać, cały czas próbować i nie zniechęcać się.
Dzięki za rozmowę!
Dziękuję bardzo!
comments (1)
Suzanne
24 stycznia 2020