Aleksandra Matys – jej fotograficzny świat to baśnie i senne marzenia. Marzenia, które Ola doskonale realizuje. Uwielbia podkolorowywać rzeczywistość, a jej zdjęcia działają jak terapia. Niezwykle radosna, zwariowana, skromna i… zestresowana wystąpieniem w podcaście!
Instagram: aleksandra_matys
Pamiętaj, że podcastu możesz też słuchać na swoim smartfonie. Wrzuć w Google Play hasło podcast i wybierz najwygodniejszą aplikację dla Ciebie.
Możesz słuchać też na
Odwiedź mnie na Instagramie: @szymon_mowi_pstryk
Kogo chcesz usłyszeć w kolejnym odcinku? Napisz!
Świat mojego dzisiejszego gościa to kraina marzeń sennych, nostalgicznych obrazów łączących w sobie baśniową magię z urokiem codzienności, a sama Aleksandra piszę po prostu: „Często się rozmarzam”. Cześć!
Aleksandra Matys: Witam, bardzo dziękuję za zaproszenie!
Powiedz co ostatnio fotografowałaś?
Wczoraj fotografowałam akt. Bardzo dużo robię ich na co dzień.
Nigdzie tego nie pokazujesz…
Nie, pokazuję tą fotografię bardziej bajkową i baśniową. Akty zachowuje dla siebie, poza tym to akty, których nie mogę upubliczniać. Przychodzą do mnie różne dziewczyny i kobiety i chcą zachować to dla siebie.
Taki rodzaj fotografii, takiej tylko dla Ciebie i klientki też jest satysfakcjonujący?
Nie przeszkadza mi, że nie mogę tego nigdzie pokazać. Bardzo lubię robić akty. Dziewczyny, które do mnie przychodzą często na początku tłumaczą się, że mają za dużo w biodrach, że mają małe piersi, krótkie nogi itp. itd. Natomiast po sesji, która trwa zazwyczaj dość długo, bo są to 3-4 godziny, wychodzą uskrzydlone i szczęśliwe. A ja czuję się dzięki temu bardzo zadowolona, że pomogłam tym kobietom uwierzyć w siebie. Dostaję nawet zwrotne telefony i maile od dziewczyn, które mówią, że np. ich relacje w małżeństwie się poprawiły.
Wow, to już jak terapia! Fajnie, że tworzysz fotografię, która robi znacznie więcej, niż zebranie 2 tys. serduszek na Instagramie.
Przed naszą rozmową, pomińmy fakt, że byłaś w ogóle przerażona wystąpieniem w moim podcaście, pisałaś, że jesteś w tym świecie fotografii bardzo krótko. Jak bardzo krótko?
(śmiech) Nadal jestem przerażona! To ok. 3 lat… Tak poważnie chyba 2 lata, żebym zaczęła na tym zarabiać, publikować… Pierwiastek artystyczny był we mnie zawsze, bo dużo pisałam wierszy, grałam na różnych instrumentach. Nigdy nie podejrzewałam, że mogę być fotografem. Kolega mnie namówił, patrząc na moje zdjęcia z telefonu, że mam potencjał. I tak mnie nakręcił, że na drugi dzień dałam ogłoszenia do internetu, że jestem fotografem i zdałem się na los.
W jaki sposób Twój styl ewoluował do obecnego stanu?
Trudno powiedzieć… Godzinę po ogłoszeniu, o którym wspominałam, zgłosiła się już osoba na sesję newbornową. Wtedy pomyślała, że jeśli powinnam iść w tym kierunku, to coś się fajnego zadzieje, i tak też było. Przeszłam więc przez różne dziedziny fotografii, spróbowałam wszystkiego. I w tej aktualnej czuję się najlepiej. Tutaj mogę tą rzeczywistość trochę pokolorować i obrabiać bez ograniczeń.
W Twojej fotografii wyczuwam inspiracje naszym bliskim sąsiadami ze wschodu. Podobnie zresztą jak Damian Drewniak. Dobrze strzelam?
Damian… Cudowny człowiek! Bardzo lubię fotografię ze wschodu, więc tak na pewno! Chociaż szczerze mówiąc, próbowałam kiedyś uciec od tego mojego stylu obrabiania, ale efekt finalny zawsze był ten sam, więc gdzieś jest to we mnie.
Od tego się nie da uciec (śmiech). Mało o sobie w internecie piszesz, ale sporo za to do czytania pod Twoimi zdjęciami. Czy opis ma dla Ciebie jakieś znaczenie?
Tak! Lubię nakierunkować widza. Mam czasem miłe informacje zwrotne od fanów, którzy piszą, że gdy mają gorszy dzień, to po przeczytaniu moich opisów jest im lepiej. To bardzo fajne!
Znów terapia… Chcesz tymi opisami nakierunkować widzą, a czy zostawiasz pole do interpretacji?
Jasne… Generalnie zmierzam do tego, żeby zawsze opisać to pozytywnie. Warto cieszyć się chwilą.
W przypadku Twojej fotografii jest to dość skomplikowany proces. Jest w niej dużo kreacji. Jak powstaje więc jedno zdjęcie, możesz zdradzić etapy od pomysłu do realizacji?
Bywa bardzo różnie. Często jest tak, że rozpisuję sobie sesję i wiem czego chcę. Natomiast bardzo lubię też życiowy chaos. Biorę więc modelkę w samochód i jedziemy przed siebie szukając.
A co ze stylizacją? Robisz ją sama czy masz od tego ludzi?
Współpracuję z dziewczynami Małgosią Kiełbasą, którą jest bardzo, bardzo zdolna! I Basia Radkowska – wizażystka. Prawdziwa artystka, na twarzy maluje wręcz obrazy. Kiedyś nawet na twarzy odwzorowała moje zdjęcie! Często również pozuje mi do zdjęć.
Co do stylizacji większość kreacji tworzę sama, przerabiam ubrania nabyte w second handach – są to ogólnie niskobudżetowe kreacje. Potem troszkę je dopracowuję w Photoshopie.
Photoshop ratuje wszystko! Wracając do tej wizji: kiedy ją masz w głowie, to efekt końcowy jest dokładnie taki, jak widziałaś go na początku?
Z tym bywa różnie. Czasem natchnie mnie rzeczywistość, którą spotkam za zakrętem. Czasem faktycznie rozpisuję to od A do Z. Opowiadam tą historię modelce i dążymy do tego kadru. To są bardzo szybkie sesje, wolę te bardziej spontaniczne! Bo te zaplanowane to za szybko! (śmiech) Nuda!
A jak jest z modelkami? Jak je znajdujesz?
Bardzo lubię fotografować osoby, które nie miały wcześniej żadnej styczności z fotografią. Często łapię ludzi na ulicy (śmiech). Kiedyś robiłam zakupy w supermarkecie i przy równoległej kasie stał starszy pan i miał niesamowity wyraz twarzy. Miał takie ciepło w oczach, zobaczyłam w nich swojego śp. dziadka. I zahaczyłam tego pana, zaprosiłam na sesję i był pod ogromnym wrażeniem. Spędziliśmy razem 4 godziny i po sesji podszedł do mnie i powiedział, że to był jeden z jego najpiękniejszych dni w życiu, bo poczuł się doceniony i miał wręcz łzy w oczach, bo to był bardzo samotny człowiek.
Po raz kolejny Twoja fotografia działa jako terapia… Mnóstwo dobrego robisz tymi zdjęciami!
Staram się! Fotografując można zrobić naprawdę wiele dobrego.
Jak jest z lokacjami? Robisz jakieś research?
Tak, ogólnie bardzo lubię spacerować. Aparat też dodaje mi odwagi, wcześniej nigdy w życiu nie wyszłam bym o 4:00 rano wysoko w góry, żeby robić zdjęcia. Poruszając się napotykam wszędzie miejsca do zdjęć. Nie trzeba mieć niesamowitych plenerów.
Kiedyś miałam zabawną sytuację, że przyjechała policja! Robiliśmy zdjęcia do kalendarza pewnej agencji ochrony przed jednym z biurowców w Warszawie. Panowie pozowali z bronią i nagle radiowóz plus jeszcze kilku ochroniarzy z tego budynku w tle. Zaczęli na nas krzyczeć, że tu nie wolno robić zdjęć. Tłumaczyłam, że chodzi tylko o rozmycie, ale byli nieugięci. Sprawę przejęła policja. W radiowozie starałam się im udowodnić, że tego budynku nawet nie widać. Jeden z policjantów w końcu zaproponował, że wyjdziemy z radiowozu, staniemy przed ochroniarzami, on mi każe to zdjęcie usunąć, a ja mam udawać, że je usuwam. I tak to się skończyło!
Zazwyczaj z jednej ze swoich sesji pokazujesz jeden kadr. Czy to jest tak, że dążysz do tego, by zrobić tylko jedną klatkę? Jak wiele zdjęć powstaje?
Mam ten problem, że ich w ogóle nie usuwam. Łapię jeden kadr, wyżywam się artystycznie i muszę od nich odpocząć na jakiś czas, żeby wrócić do nich ze świeżością.
To, że pokazuje jeden kadr to nie jest żadna moja filozofia! (śmiech)
Jak przekazujesz wizję swoim modelkom?
Opowiadam im historię jak moim dzieciom bajkę. I one wtedy doskonale wiedzą, jaki jest mój zamysł i razem się bawimy. Ciągle to podkreślam, żeby to była zabawa i odgrywanie scen.
W Twoich zdjęciach jest sporo fotomontażu… Czy mówisz swoim modelkom jak będzie wyglądało zdjęcie finalnie?
Często tak. Reakcje są zabawne ale pozytywne. Czasem są też zaskoczone i śmieją się, że przecież w tym miejscu nie było drzewa, albo ten statek tam nie płynął! (śmiech).
Masz wykształcenia grafika, skąd to zamiłowanie do dodawania rzeczy w Photoshopie?
Nie mam, wyszło to zupełnie naturalnie podczas nauki Photoshopa. Bardzo lubię tego Photoshopa… Spędzam w nim sporo czasu, bo od 20 minut do 3 godzin.
Często spotykam się z opinią, że to już nie jest fotografia tylko fotomontaż, ale mi to zupełnie nie przeszkadza.
Bardzo lubię bawić się Photoshopem, więc często nawet nie wiem jaki będzie efekt finalny. Dużo próbuję i uczę się nowych rzeczy.
Masz jakąś bazę zdjęć stockowych czy korzystasz ze swoich?
Korzystam z moich. Mam zawsze aparat przy sobie, który reż robi w rawach. Więc sama sobie jestem bazą zdjęć (śmiech).
Kochasz psy i często wykorzystujesz ich do swoich kadrów. Czy te psy wspaniale pozują czy to ponownie magia Photoshopa?
Nie, ze zwierzętami tak się pracuje, a to jest trudna praca. Trzeba się uzbroić w cierpliwość. Ale to są naturalne psie momenty – kiedy daje się głaskać, patrzy w oczy modelce itd. Oczekuje często od modelek, zresztą często im o tym mówię, żeby nie pozowały, tylko naturalnie się z nimi bawiły.
Powiedz jak pobudzasz swoją wyobraźnię, bo wydaje mi się, że ten rodzaj fotografii potrzebuje stałych bodźców. Jak się nie wypalić?
Powiem tak… Unikam intelektualnych fastfoodów! (śmiech) Nie oglądam telewizji, rzadko wchodzę na FB – chodzi o to, żeby nie zaśmiecać sobie głowy zbędnymi rzeczami.
Bardzo dużo obcuję z naturą i niewiele mi potrzeba, by tą moją wyobraźnie pobudzać.
Miałaś już może za sobą efekt wypalenia, odłożenia aparatu na dłużej?
Nie, jestem chyba uzależniona od aparatu. Bywa tak, że jeśli przez 3 dni nie robię i nie obrabiam zdjęć to czuję się bardzo źle. Ja tego potrzebuję do życia!
Praca fotografa to ciągłe wyzwania! Mam to szczęście, że klienci, którzy przychodzą pozwalają mi wyżyć się artystycznie. Razem się bawimy i szalejemy i jest naprawdę fajnie! Każdy dzień jest inny.
Jakie jest Twoje podejście do sprzętu. Pytam dlatego, że – oczywiście nie obrażając kobiet fotografek – często są one atechnicznymi osobami. Jak jest u Ciebie?
(śmiech) Nie czuję się obrażona! Sprzęt to tylko narzędzie pomagające w drodze do celu. Rzecz drugoplanowa.
Często używam lamp zewnętrznych. Zwykle noszę jeden obiektyw, żeby nie dźwigać – 85 mm. To mój ukochany.
Powiedz coś o warsztatach, które prowadzisz…
Prowadzę warsztaty w Studio Huśtawka. Udało się też poprowadzić w Złodziejewie, za co bardzo dziękuję Marcelinie. I po drodze czeka mnie Anglia… Przecieram oczy ze zdumienia, Szymon! Nie wiem co się dzieje wokół mnie i mojej fotografii i dziwię się! Nie uważam się za taką artystkę!
Masz jakąś poradę dla fotografujących?
Róbcie to, co kochacie. Jeśli sprawia Wam to przyjemność to róbcie to, co serce Wam podpowiada. Nie patrzcie na to, jaka jest moda w fotografii, bo wtedy stracicie autentyczność.
I zaczepiajcie ludzi w marketach!
I na ulicach! Zaczepiłam też dziewczynę na podhalańskiej wsi. Była bardzo zamknięta w sobie! Zrobiliśmy sesję jeszcze tego samego dnia. Na dodatek okazało się, że na drugi dzień obcina włosy dla Fundacji Rak&Roll, więc to była wspaniała chwila też dla mnie. Poznaje się świetnych ludzi i ich historie!
Czy Aleksandra Matys ma jakieś marzenie fotograficzne?
Marzy mi się niedźwiedź… Mieszka w Rosji z ludźmi w domu. Opiekuje się nim małżeństwo. Kiedyś do niego pojadę! Chciałabym go sfotografować z modelkami!
Trzymam kciuki za tego niedźwiedzia i modelkę, która się odważy stanąć koło niego! Dzięki!
Dzięki Szymon!